środa, 25 lutego 2015

Wyruszam z motyką na Słońce,czyli "50 Twarzy Greya"


Wiem,miało być "The Social Network",nie dotrzymuję obietnic i w ogóle. Ale spokojnie,dziełem Finchera zajmiemy się już niedługo. Szczerze mówiąc,miałem już gotowy zarys wpisu o historii twórcy Facebooka jednak napatoczył się ten cholerny Grey o którym jest teraz głośno. Więc stwierdziłem,że i ja podepnę się do hype'u i może coś na tym ugram. Jednym zdaniem,myślałem dokładnie tak jak twórcy tego "dzieła". A przy okazji to będzie pierwszy wpis o filmie,który mi się NIE podobał. Tak więc zapnijcie pasy,zwiążcie swoje partnerki/swoich partnerów i przywdziejcie drogie garnitury,wchodzimy w świat "50 Twarzy Kisiela"

Plakaty to jedna z lepszych części filmu

Nie rozumiem fenomenu tej książki. Może dlatego,że nie mam dziewczyny? Albo dlatego,że klimaty BDSM niezbyt mnie kręcą? Albo może dlatego,że nie jestem targetem dla którego E.L James kierowała swoje magnum opus? Bo kierowała je zapewne do samotnych,napalonych dziewczyn,które słuchają One Direction,"jarają" się YouTuberami pokroju Reziego i czytają "Zniszcz Ten Dziennik". Albo do gospodyń domowych znudzonych swoim życiem seksualnym? Podsumowując,"50 Twarzy Greya" świetnie wpisuje się w kanon Harlequinów popularnych w latach 70-tych ubiegłego wieku.
Przyznaję się bez bicia,książki nie przeczytałem całej. Ale film obejrzałem cały,od początku do napisów końcowych. Prawie zasnąłem i wysypałem trochę popcornu,który przygotowałem żeby się nie zanudzić. Zrobiłem sobie przerwę żeby obejrzeć jeden odcinek Zagrajmy w Heroes III HD ale wróciłem do Czerwonego Pokoju Bólu (Oglądającego). Cytując klasyka "ten film niemal doprowadził mnie do stanu gdy leżałem na ziemi i ubijałem schabowe gołymi rekami" ale dałem radę. Być może jestem ograniczony umysłowo i nie rozumiem standardów dzisiejszego kina ale wolę oglądać wszystkie trzy części "Władcy Pierścieni" w wersji reżyserskiej. A "Greya" też są trzy części. Mam nadzieję,że nikt nie zrobi wersji reżyserskiej "Nowego Oblicza Greya" i "W sumie nie obchodzi mnie czego Greya". 

Zanim jednak festiwal narzekania na wszystko rozkręci się na dobre,powiem o trzech rzeczach które mi się w filmie podobały (Albo nie przeszkadzały). Po pierwsze,warstwa techniczna. Od strony technicznej ciężko cokolwiek filmowi zarzucić. Kamera pracuje całkiem znośnie (Oczywiście sceny zbliżenia płciowego są odpowiednio ocenzurowane),plenery nie są najgorsze i śmiało można stwierdzić,że ludzie odpowiedzialni za scenografię przyłożyli się do wykonania powierzonych im zadań. Po drugie,cover piosenki Beyoncé. Nie lubię jej. Nie lubię żadnej jej piosenki,nie lubię skandali w których bierze udział,nie lubię jej męża a jej perfumy są za drogie i zbyt słodkie. Nie lubię "Crazy in love" i teledysku,który niszczy historię Bonny i Clyde'a. Ale ten cover jest znośny. Nawet bardzo znośny. Nawet mi się podobał. Trochę. No dobra,podobał mi się,jest stonowany i idealny do tematyki filmu. Zdecydowanie jest to najlepsza z piosenek wykorzystanych w filmie,ponieważ reszta to typowe popowe badziewie stworzone stricte pod stacje muzyczne. I trzecia rzecz,którą "50 Twarzy" się broni to to,że Emma Watson w końcu w nim NIE zagrała. Byłby to gwóźdź do trumny w jej karierze. Tak więc to były trzy rzeczy którymi "Grey" się broni. A teraz wracamy do narzekania. 
Pierwsze co leży i prosi o dobicie to para głównych bohaterów. Christian Grey i Anastasia Steele to jedna z najbardziej tępych i najpłytszych par w historii kina. Cholerni Mike i Mallory Knox z "Urodzonych Morderców" byli lepszym filmowym duetem,czuć było pomiędzy nimi chemię. A zostali wybraną "Najmniej romantyczną parą w historii kina" więc coś musi być na rzeczy. Co mozna o nich powiedzieć? Grey jest bogaty,przystojny (Choć Sherly uważa inaczej,tak w ogóle zapraszam do poczytania jej opinii na temat ekscesów Christiana Greya http://urocza-sherly.blogspot.com/) a Anastasia...po prostu jest,wiadomo,że jest studentką literatury,dba o swoje dziewictwo i jest głupia jak stado baranów. Poznają się na ulicy i oczywiście magnetyczny wzrok Greya nie daje biednej dziewczynie spokoju. Tak więc spotykają się coraz częściej,co prowadzi do sceny,która w ostatnich czasach zawładnęła polską meme-sferą. Sceny w której Christian Grey opowiada o swoich niecodziennych przyzwyczajeniach. Jako,że jeden obraz wyraża więcej niż 50 słów (he he) to pozostawię to po prostu tutaj:

Same sceny BDSM,które podobno "Zrewolucjonizowały życie łóżkowe Amerykanów" w filmie wypadają cienko. Jakieś delikatne klapsy,wiązanie,używanie kostek lodu ale wszystko w kategorii "wciąż dla nastolatków" (Idąc tropem gier "PEGI 16") Tak więc niczego specjalnego się nie można spodziewać. Oprócz paru scen z piersiami Dakoty Johnson (Które jakoś bardzo imponujące też nie są)
Kończąc moją tyradę,"50 Twarzy Greya" to film zły. I to nie tak zły,że aż dobry (Jak "The Room" albo jakikolwiek nowy film z Nicolasem Cage'm). To film wyjątkowo nudny,płytki i szary jak moje życie. Miało być szokująco,nie było. Miało być seksownie,nie było. Miało zarobić,zarobiło. Tak więc na zakończenie wypada mieć tylko nadzieję,że przy kręceniu drugiej części albo zmieni się reżyser albo nastawienie producentów. Zresztą czego spodziewać się po książce,która powstała na podstawie fanficka ze "Zmierzchu"? A teraz pora na "Jak na Greya zareagował internet part 2" 




2 komentarze:

  1. Człowieku, w sposób w jaki piszesz sprawia, że będę tutaj wpadać tak często, jak tylko będę w stanie. Mega się uśmiałam czytając ten wpis, ze względu na to, że no po prostu sarkazm jakim operujesz (no, chyba, że go tutaj nie ma, a ja po prostu sobie wyczytałam między wierszami) jest świetny. :D
    Ogólnie jeśli chodzi o "50 twarzy Greya" to "niestety" jestem bardzo w tyle, bo ani książki nie czytałam (po prostu preferuję literaturę na poziomie, z głębszym przesłaniem), ani filmu nie oglądałam - bo kinomanem nie jestem, stąd jeśli mam już coś obejrzeć, to bardziej wciągającego. ;)
    Pozdrawiam,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie dziękuję,ogólnie ironią operuję dość często,jednak prawdziwy cynizm wychodzi ze mnie przy gnojeniu jakiegoś filmu aniżeli wychwalaniu go :D Oczywiście,że zajrzę i poczytam :)

    OdpowiedzUsuń