poniedziałek, 16 lutego 2015

"Martwica Mózgu" czyli szaleństwa Petera Jacksona.


Zapewne słysząc nazwisko Petera Jacksona większości ludzi zaświeca się lampka z napisem "J.R.R 
Tolkien",i nie jest to błąd,ponieważ ekranizacjami "Władcy Pierścieni" i "Hobbita" ten sympatyczny Nowozelandczyk najwięcej nagród zgarnął (11 Oscarów za sam "Powrót Króla" mówi samo za siebie).

Jednak dziś będzie o nieco starszym filmie Jacksona,powstałej 17 grudnia 1992 roku "Martwicy Mózgu". Czym owa Martwica jest? Otóż to banalny na pierwszy rzut oka (A oczy rzucane będą w tym filmie równie często co wszystkie inne organy,uwierzcie mi) film o zombie,czyli tematyce w której to George Romero czuje się się najlepiej (Słynna "Noc Żywych Trupów" z 1967 roku).

Na początek odpowiedzmy na pytanie czym owa "Martwica" jest. Zabierając się za seans przygotowani musimy być na jazdę bez trzymanki,gdzie tematy tabu nie istnieją,krew leje się strumieniami a nad całością unosi się delikatny zapach kiczu i parodii. Całość rozpoczyna się od szczurów. Prawie jak w "Dżumie" Alberta Camusa. Tylko tu gryzonie są ogromne. Wypełzły z zapomnianego przez Boga i ludzi statku na Wyspie Czaszek (Pierwsze mrugnięcie oka do fanów klasycznych horrorów). Później jest już tylko coraz bardziej absurdalnie,gdyż szczury wykorzystują seksualnie zamieszkujące wyspę małpy tworząc śmiertelnie groźnego wirusa. Potomstwo małpo-szczurów (Wiem jak głupio to brzmi,spokojnie) zostaje otoczone kultem przez tubylców i wszystko byłoby zapewne ok gdyby nie największe zło świata czyli BIAŁY CZŁOWIEK a dokładniej cała ekspedycja naukowa,która zabiera jednako osobnika ze sobą mimo (mówiąc delikatnie) protestów rdzennych mieszkańców. Naukowcy nieświadomi zagrożenia umieszczają małpkę wraz z innymi zwierzętami w zoo, Następnie poznajemy naszych głównych bohaterów czyli Paquitę Marię Sanchez graną przez Dianę Peñalver i Lionela Cosgrove w którego wcielił się Timothy Balme. Oczywiście oboje są w sobie zakochani jednak pojawia się problem w postaci matki Lionela (Elizabeth Moody),która to jest kobietą konserwatywną i o syna dba. Tak więc nasza parka umawia się w feralnym zoo,matka ich śledzi,zostaje ugryziona przez prawdziwego głównego bohatera filmu (Czyli małpę),zapada w dziwną chorobę,w skutek której umiera,jednak ku przerażeniu wszystkich budzi się i rozpętuje istne piekło na Ziemi.

Tyle o fabule,ponieważ spoilerować tak niesamowity film to grzech. Dość powiedzieć,że na samą scenę finałową (w której główną rolę gra pewien sprzęt ogrodniczy) zużyto około 300 litrów sztucznej krwi a do biletów dodawano gratisowe torebki na wymioty. Oczywiście "Martwica" została zakazana w wielu krajach z Australią na czele,jednak dziś jest łatwo dostępna i stosunkowo tania. Polecam ten film każdemu,kto ma poczucie humoru i silny żołądek. Przestraszyć się jednak w nim nie sposób więc sam wybrałbym go raczej na filmową imprezę ze znajomymi (tylko nie jedzcie za dużo) niż na romantyczny wieczór z drugą połówką.

Hej,jeśli to czytasz to dotrwałeś/łaś/łoś do końca mojego pierwszego wpisu,będę tu skrobał dość często (przynajmniej mam taki zamiar) więc jeśli chcesz poczytać wypociny nerda to zapraszam :) 



1 komentarz:

  1. "szczury wykorzystują seksualnie zamieszkujące wyspę małpy" <- umrę jak nie obejrzę!!!!!! XD

    OdpowiedzUsuń