piątek, 20 lutego 2015

"Gnijąca Panna Młoda" czyli coś luźniejszego na piątek



Tim Burton to reżyser specyficzny. Śmiem twierdzić,że nie ma drugiego tak wizjonerskiego gościa jak on. Co prawda w ostatnich czasach rozmienia się nieco na drobne (reinkarnacja "Alicji w Krainie Czarów" była średnia) ale miewa też przebłyski dawnego geniuszu ("Frankenweenie" czy ostatnie "Wielkie Oczy"). Jednak powróćmy do czasów kiedy twórca dwóch pierwszych Batmanów słynął z oryginalności i gotyckiego klimatu. "Gnijąca Panna Młoda" (Corpse Bride) ujrzała światło dzienne 7 września 2005 roku. Animacja przypominała stylem "Miasteczko Halloween",bohaterami są ręcznie wykonane i wprawione w ruch za pomocą animacji poklatkowej lalki. Głosów głównym bohaterom użyczają (typowo dla Burtona) Johnny Depp i Helena Bonham-Carter,którzy jak zwykle wykonują kawał dobrej roboty. W "Corpse Bride" Burton czuje się jak ryba w wodzie,ponieważ wraca do tematyki śmierci i zaświatów ("Sok z Żuka" i wspomniane wcześniej "Miasteczko Halloween") tak więc nie ma co się martwić o wykreowaną historię.

Głównym bohaterem jest Victor Van Dort,młody człowiek,który na dniach ma się ożenić. Najpiękniejszą chwilę w życiu traktuje jednak bez większego entuzjazmu,porównując ją nawet do egzekucji. Czyli krótko mówiąc wie,że ze ślubu nigdy nic dobrego nie wychodzi. Pewnej nocy,ćwicząc słowa,które ma wypowiedzieć do swojej narzeczonej podczas ceremonii,przypadkiem zakłada obrączkę na gałąź drzewa,która okazuje się być palcem tytułowej Gnijącej Panny Młodej. Ta myśląc,że nasz bohater oświadczył się jej z radością zabiera go do zaświatów gdzie ma dojść do ślubu.

Oczywiście fabuła rozwija się wraz z trwaniem filmu,jednak punktem wyjściowym są próby powrotu Johna do świata żywych,robiąc to tak aby przy okazji nie urazić swojej drugiej narzeczonej. I zapewne po tym wszystkich co przeczytaliście "Gnijąca Panna Młoda" jawi się Wam jako przyjemna animacja z masą burtonowskiego humoru. I w pewnym sensie macie rację. Ale tylko w pewnym. Otóż fakt,humoru jest tu ogrom,i bynajmniej nie jest to humor prymitywny,w animacji ciężko się nie zakochać patrząc na całą jej płynność oraz na takie detale jak twarze bohaterów,postacie są napisane pomysłowo a aktorzy dubbingujący ich dobrani zostali perfekcyjne,jednak całemu filmowi towarzyszy pewna zaduma. Człowiek ogląda,myśli i dochodzi do wniosków,że "Gnijąca Panna Młoda" to tak naprawdę historia smutna,sam rozpoczynając ten post chciałem go skończyć parę zdań wcześniej,jednak przypomniałem sobie gdy pierwszy raz oglądałem ten film. Oglądając go z dziwną mieszanką oczarowania i smutku,naprawdę zrobiło mi się szkoda bohaterów,Johna (którego na początku uważałem za dupka) ale chyba nawet bardziej naszej nadgniłej panny w białej sukni. Jednak patrząc na to z trzeciej strony "Corpse Bride" to historia pokazująca,że miłość jest ponadczasowa i przetrwa najcięższe próby.


Oczywiście polecam ten film,jednak nie jako bajkę mającą zapchać czas młodszemu rodzeństwu lub córce. to historia dla całej rodziny,która rozśmieszy młodszych a starszych oczaruje techniką i głębią fabularną. Miałem napisać o czymś luźniejszym a wyszło ciężko jak zawsze. Taki już chyba mój los.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz