poniedziałek, 16 marca 2015
"Zniszcz ten dziennik" czyli Quo vadis literaturo?
Jako,że zostałem już nazwany "Mieciem Mietczyńskim" blogów postanowiłem otworzyć się nieco na inne źródła kultury i oprócz filmów (Które powrócą zapewne jutro) wziąć na warsztat także literaturę i gry. Tak więc na pierwszy ogień nie mogło pójść nic innego niż słynne "Zniszcz ten dziennik" stworzone (Bo nie można powiedzieć,że napisane) przez Keri Smith,twórczynię (bo nie mogę powiedzieć,że autorkę) genialną. Ponieważ znalazła odpowiedź na fundamentalne pytanie "Jak zarobić i się nie narobić". Dlatego teraz słuchając bardzo ambitnej muzyki indie (a tak serio soundtracku z "Disco Polo") postaram się rozłożyć na czynniki pierwsze ten twór i zobaczyć czy wart jest on około 30 złotych. Zapewne po raz kolejny popełnię społecznościowe samobójstwo,ponieważ spojrzę na ową książkę okiem dość chłodnym,co można wywnioskować już po tytule dzisiejszego wpisu. I naprawdę miałem dużo ciekawszych rzeczy do roboty niż analizowanie kolejnych stron tego niesamowitego dzieła ("Prototype 2" sam się nie przejdzie i oglądam "Gwiazd Naszych Winę",tylko z przyczyn blogowych,bo recenzja szykuje się nielicha i to być może...delikatnie zaskakująca). Jednak dość tego użalania się nad ciężkim losem blogera,bo są ludzie którzy mają gorzej (Na przykład ktoś kto czyta właśnie "Lalkę" albo ogląda "Mariolkę" w wykonaniu kabaretu Paranienormalni). Ten wstęp jest przydługi i zapewne dosyć chaotyczny,ponieważ po prostu nie chcę przechodzić do dobrych stron tego arcydzieła. Naprawdę,jak będziecie mieli do wyboru kupić "Zniszcz ten dziennik" albo "50 Twarzy Greya" wybierzcie Greya. Przynajmniej będziecie mogli zrobić jakieś domowe obowiązki podczas oglądania albo kota nakarmić.
I nie ukrywam,że po raz kolejny nie rozumiem tego fenomenu (Zresztą stwierdzenie "Nie rozumiem tego fenomenu" powinno być swoistym hasłem przewodnim tego bloga). Irytuje mnie fala gimnazjalistek (I o zgrozo,gimnazjalistów) noszących potargane i pogniecione wydania dziennika. Irytuje mnie to z trzech powodów. Po pierwsze: ktoś za to,do cholery musiał zapłacić! I zapewne byli to rodzice tych dzieci. rozmowa wyglądała pewnie mniej więcej tak: "Mamo,daj mi 30 zł to kupię sobie "Zniszcz ten dziennik" bo to modna książka" a nieszczęsny rodzic myśli sobie "O,książka dziecko będzie bardziej oczytane więc dam mu pieniądze" a tu taki wuj Panie Admirale! Dziecko będzie oczytane? Chyba nauczy się jak czerpać przyjemność z niszczenia. Po drugie: Czy dzieci nie uczy się od małego aby książki szanować? Sam jestem dumny z mojej kolekcji "Wiedźmina" (Pierwsze wydanie z 1999 roku) czy trylogii "Władcy Pierścieni". Można to nazwać moim lekkim obłędem,ponieważ każdą swoją książkę czyszczę regularnie i odstawiam na odpowiednie miejsce na półce. Dlaczego? Bo tak mnie nauczono. Nauczono mnie szanować książki,bo ktoś poświęcił masę czasu na jej napisanie. Nauczono mnie szanować książki,ponieważ są źródłem wiedzy. Nauczono mnie szanować książki,bo są jednym z niewielu trwałych źródeł kultury. A tu przychodzi sobie pani Keri Smith i mówi: "Hej dzieciaki! Weźcie od rodziców pieniążki,kupcie mój dziennik i zniszczcie go chwaląc się tym na fejsbuku!". Po prostu krew człowieka zalewa. I po trzecie i ostatnie: papier powstaje z drzew. Drzewa produkują tlen,więc następnym razem pomyślcie ile drzew zmarnowaliście na spalenie swojego dziennika.
Ale jednak żeby nie było,postaram się (podkreślam,POSTARAM się) powiedzieć coś dobrego o owym dzienniku. Jednak siedzę i myślę nad jakimkolwiek pozytywem od około 40 minut i jedyne co przychodzi mi do głowy to to,że ludzie kupujący "Zniszcz ten dziennik" mają jakąkolwiek cząsteczkę radości z destrukcyjnej przyjemności (O,zrymowało się) i mogą się wyżyć niszcząc dziennik zamiast,powiedzmy samochodu sąsiada. I w sumie sklepy zarabiają na sprzedaży tego czegoś więc mają z tego jakikolwiek zysk.
Tu jednak pozytywy się kończą i nie wiem czy wypisywanie kolejnych minusów książki "Zniszcz ten dziennik" ma jakikolwiek sens. Mogę mówić,że to książka stworzona minimalnym nakładem pracy,stworzona stricte pod zarobek,nie mająca żadnego celu i propagująca destrukcję ale nie mam po co. Kogo przekonałem tego przekonałem już poprzednimi argumentami a jeśli ktoś jest posiadaczem "Zniszcz ten dziennik" (Nie wiem jak to odmienić) to i tak go będzie miał i raczej nie zmieni zdania po przeczytaniu wpisu jakiegoś nieznanego mu człowieczka z internetu. Wyraziłem jednak swoją opinię,która nie musi być pochlebna.
Tak więc tym wpisem otworzyłem nowy,niesystematyczny dział w którym opisywane będą lepsze i gorsze książki. Od dłuższego czasu planuję też przyjrzeć się paru większym i mniejszym grom (komputerowym jak i planszowym) jednak zapewne jutro wracamy do filmów. Jednak wracamy z pewną niespodzianką,która będzie czymś nowym dla "Kisiela Rozkmin Wszelakich".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie cierpię tego dziennika. Nie jestem w stanie nawet ująć, jak bardzo mnie irytuje. Kiedy nastał ten fenomen i ludzie na jednym, trzecim, ewentualnie dwudziestym blogu (dobra, najczęściej jakimś właśnie typowo gimnazjalnym) zaczęli pisać, że ta "książka" jest taka świetna... to krew mnie zalewała, bo:
OdpowiedzUsuńTO NIE JEST KSIĄŻKA. Książka ma treść, ma przesłanie, ma jakieś zadanie do spełnienia - nie, nie to, by ją zniszczyć, a jest po to, by przekazać setki emocji: od radości, poprzez frustrację, po wzruszenie i wiele, wiele innych. Dlatego najczęściej z dużą dawką sarkazmu pisałam komentarze tam, gdzie przypadkiem natknęłam się na to coś... Dobra, można to nazwać faktycznie jakimś dzienniczkiem, ale i tak tego nigdy nie zrozumiem.
Dlatego - piona! Łączmy się we wspólnym zdaniu, że "Zniszcz ten dziennik" jest jedynie sposobem na łatwe pieniądze, przejściową modą i totalnym nieporozumieniem.
Pozdrawiam serdecznie,
A. :)