wtorek, 3 marca 2015

"Sala Samobójców" czyli zabijcie mnie,bo nie dam rady.


Obejrzałem w swoim życiu wiele filmów. Dobrych,złych,legendarnych i nieznanych. Obejrzałem filmy zagraniczne i polskie. No właśnie,polskie. Polskie kino dzieli się na perełki i badziewia. Nie ma filmów "przyzwoitych" lub "znośnych" po prostu albo coś wychodzi albo nie. Do tej pierwszej kategorii zaliczyć możemy "Idę" (Zasłużony Oscar,"Lewiatan" był dobry ale "Idzie" nie dorastał do pięt),"Wesele" i wszystkie inne filmy Wojtka Smarzowskiego,"Killera" i większość polskich komedii z lat 80-tych i 90-tych z Machulskim i Bareją na czele,brutalne filmy Pasikowskiego ("Psy" i głośne "Pokłosie"),filmy pseudo-biograficzne ("Bogowie","Skazany na Bluesa" i "Jesteś Bogiem") czy wypuszczone zupełnie niedawno "Disco-Polo" na które wybieram się do kina i które już zbiera niesamowicie dobre oceny. Z drugiej jednak strony mamy całą masę nowych polskich komedii romantycznych ("Tylko mnie kochaj","Listy do M." i 324565 innych),komedii utrwalających stereotypy menelstwa ("Kac Wawa" czy "Wyjazd Integracyjny") i filmów,które chciały być ambitne i pokazywać współczesne problemy,ale im nie wyszło takich jak "Nieruchomy Poruszyciel" (który notabene jest jednym z najgłupszych tytułów jakie słyszałem),"Galerianki","Bejbi Blues" czy właśnie "Sala Samobójców".   Dlaczego tym filmom nie wychodzi? Może przez to,że same gubią się w tym co chcą przekazać? Może dlatego,że powstają tylko w celu zarobkowym i traktują widza jak owcę,która potulnie pójdzie do kina,bo tak każą reklamy? A może dlatego,że reżyserzy tych "dzieł" to po prostu imbecyle,którzy chcą coś ugrać? Nie mnie to oceniać,ponieważ jestem prostym zjadaczem chleba i przyznam się szczerze,że też dałem wciągnąć się w tą całą medialną maszynę hype'u i w roku 2011 poszedłem na "Salę Samobójców" do kina.  Na film szło wtedy dość dużo osób,ale na szczęście wielkiej kolejki nie było. Elegancko kupiłem popcorn i napój (Nie powiem jaki,bo nikt mi nie płaci za reklamę,ale był pomarańczowy),rozsiadłem się wygodnie w fotelu i czekałem na seans. Zwykle nie przepadam za reklamami i trailerami,które poprzedzają seans ale wtedy mnie zaciekawiły. Nie pamiętam już dokładnie wszystkich ale wiem,że niedługo po "Sali Samobójców" wybrałem się do kina na po raz kolejny. Dalej siedzę,chrupię prażoną kukurydzę i popijam ją piciem aż tu nagle szok! Zaczyna się film,na chwilę zaprzestaję konsumpcji i staram się skupić na filmie,który podobno pokazuje życie współczesnych nastolatków. Wychodzę z kina zniesmaczony i zdziwiony jednocześnie. Nie wiedziałem,że skoro gram w gry jestem wyrzutkiem i muszę popełnić samobójstwo.

Tak wygląda "współczesny nastolatek" według Jana Komasy

To może tak jak w przypadku "50 Twarzy Greya" zanim wyleję na ten film kontener błota i inny odpadków powiem co w produkcji Jana Komasy NIE zawodzi. Otóż,nie zawodzą aktorzy. Jakub Gierszał w głównej roli emo-bananowego chłopca Dominika wypada całkiem dobrze mimo,że denerwuje mnie za każdym razem gdy patrzę w jego twarz (Ale może takie było jego zadanie?). Roma Gąsiorowska jako internetowa koleżanka naszego smutnego chłoptasia również daje radę ale najlepiej prezentują się aktorzy drugoplanowi. Agata Kulesza i Krzysztof Pieczyński to klasa sama w sobie. Świetnie wcielili się w postacie rodziców Dominika,którzy nie mają dla niego czasu. Znośne są też sekwencje dziejące się stricte w grze komputerowej w którą zaczyna grać nasz podmalowany heros (Oprócz tego,że w sumie jedyne co w owej grze robi to tworzy postać i tańczy) i sama warstwa techniczna nie jest najgorsza. O muzyce będzie niestety w tej gorszej części recenzji,bo mi się nie podobała,ale to akurat kwestia gustu. I niestety tu kończy się lista rzeczy dobrych. Zresztą,gdyby nie kreacje Gąsiorowskiej,Kuleszy i Pieczyńskiego w ogóle nie zaczynałbym tego akapitu,bo nie byłoby po co. Sekwencje "growe" trwają może z 20 minut i są podzielone na krótkie fragmenty,które bardziej męczą niż ciekawią. Jednak nie można zarzucić reżyserowi braku jakiejś wizji i poczucia estetyki.


Zanim zmieszam ten film z błotem i zwyzywam od najgorszych powiem od razu,NIE ROZUMIEM FENOMENU TEGO FILMU. Tak jak nie rozumiałem "Greya". Dla mnie ten film to wydmuszka,podana w ładnym opakowaniu sztampa chcąca cokolwiek zarobić. Słyszałem,że jest to dzieło ambitne i zmuszające do przemyśleń. Zmuszające do przemyśleń? Serio? Jeśli sentencje typu "Żyję cicho krwawiąc" zmuszają was do przemyśleń to zapewne macie też Tumblra na którego wrzucacie masę obrazków typu "I'm fat" albo "Popełnię samobójstwo" także zamiast "Sali Samobójców" możecie wejść na jakiegoś bloga w takiej tematyce,nic nie zapłacicie,wbijecie komuś wyświetlenie i mniej zmęczycie oczy. Po tym oświadczeniu możemy przejść do sedna tego wpisu,czyli tego co w tym filmie męczy i woła o pomstę do nieba. Po pierwsze,główny bohater. Nie umiem się do niego przekonać. Nie obchodzi mnie jak wygląda aktor,który go gra. Nie mówię,że Dominik jest grany źle,ale po prostu chciało mi się wyjść z sali za każdym razem jak się odzywał. A odzywał się niestety dość często. Już sam jego wygląd mnie niszczy. Grzyweczka,podmalowane oczy i rurki. Typowy bohater z mokrych snów dwunastolatek pokroju Billa jakiegośtam z Tokio Hotel. W dodatku jest totalnym bananem. Mieszka w willi,chodzi do prywatnego liceum,gdzie ciężko nie zdać,ma opłaconą masę zajęć dodatkowych i w ogóle żyje jak pączek w maśle,ale jest nieszczęśliwy i niezrozumiały. Cholera,nie mówię,że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi,bo tak nie jest. Każdy z nas ma gorsze dni i tak dalej. Ale chyba w wieku 19 lat ma się większe problemy niż poszukiwanie własnej tożsamości typowe raczej dla ludzi 15-16 letnich. Po drugie,wspomniane wcześniej pseudo-filozoficzne myśli. "Żyję cicho krwawiąc" "Moje jedyne przyjaciółki to żyletki" czy "Otarty Świat,Zamknięte rany" to tylko szczyt góry lodowej. Rzygać mi się chce jak ktoś przytacza te i podobne cytaty jako argument mówiący o tym,że ten film jest wartościowy. Mam rozumieć,że ten emo bełkot ma więcej sensu niż przemyślenia z "Czasu Apokalipsy"? Kolejną wadą jest muzyka,oprócz muzyki klasycznej (do której akurat nic nie mam) wciąż przygrywa jakieś techno i inne łupanki (Jeden kawałek był dość mocno lansowany w RMF Max) ale tak jak mówiłem,muzyka to akurat kwestia gustu,ja osobiście wolę bardziej rockowy soundtrack. 

Myśl rodem z Paulo Coelho

Wady tego filmu mógłbym jeszcze wymieniać,wymieniać i ta lista nie miałaby zapewne końca. Jednak nie ma to większego sensu,ponieważ natknąłem się na stwierdzenie,że to film kultowy! Gdzie? W kręgach smutnych jedenastolatek tnących się łyżkami? Filmem kultowym może "Fight Club" lub nawet "Wojna Polsko-Ruska" (Która też była złym filmem ale przynajmniej coś przedstawiała). Tu za to mamy typowy przerost formy nad treścią,zamiast seansu polecałbym poczytać jakąś ciekawszą książkę,która zmusza do przemyśleń ("Zbrodnia i Kara" Dostojewskiego,"Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa albo chociażby biografię Kaczmarskiego) albo obejrzeć jakiś inny film,który coś wnosi do Twojego życia ("Podróż na drugą stronę","Dom Zły" albo "American Beauty",które każe zastanowić się nad życiem). no chyba,że wolicie patrzeć przez niemal dwie godziny na smutnego chłopca,który siedzi przed komputerem i jego rodziców,którzy pod koniec filmu orientują się,że mogą odłączyć router. Gdyby chociaż w tym filmie grał Zbyszek Buczkowski albo Boguś Linda byłoby lepiej.

PS,mam styczność z komputerem od około czwartego roku życia (Patrzyłem jak mój tata gra a potem sam chwyciłem klawiaturę),mam dużo internetowych znajomych,przechodziłem wraz z nimi przez gorsze i lepsze chwile jednak nigdy nie zamierzałem popełnić samobójstwa przez komputer. 

2 komentarze:

  1. Roma Gąsiorowska. ;____________;

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym ten film wrzucil wlasnie do worka "poprawne", ktory wedlug ciebie nie istnieje, ale nazwal go "filmy srednie".

    OdpowiedzUsuń