czwartek, 12 marca 2015

"Igrzyska Śmierci" czyli zapychacz przed "Disco Polo"


Porozmawiajmy o ekranizacjach książek. Od praktycznie każdego opowiadania Kinga,z lepszymi lub gorszymi skutkami ("Lśnienie" z tych lepszych i "To" z gorszych) przez wszystkie części Człowieka z Blizną...to znaczy Harry"ego Pottera i epickie dzieła Jacksona po filmidła pokroju "50 Twarzy Greya" czy "Zmierzchu". Od polskich klasyków ("Zemsta","Pan Tadeusz" i sienkiewiczowska Trylogia) po ekranizację powieści dla gospodyń domowych ("Ja wam pokażę" i inne tego typu pierdoły). I do tych wszystkich filmów w 2012 dołączyła pierwsza część "Igrzysk Śmierci". I dziś się jej przyjrzymy. Traktujcie to w formie takiego małego zapychacza przed jutrzejszą lub sobotnią wielką recenzją "Disco Polo" którego jutro,punktualnie o 20:10 rozpocznę seans w jednej z sieci popularnych kin (Nie powiem jakiej,bo mi nie płacą). Zobaczmy więc co mają do zaoferowania "Głodowe Igrzyska".


A mają do zaoferowania naprawdę niewiele. Być może popełnię społeczne samobójstwo ale uważam,że to mierna adaptacja średniej książki. I nie zrozumcie mnie źle,to nie jest poziom "Greya" ale do filmu chociażby poprawnego mu daleko. Czy jest w tym filmie coś dobrego? Nie. Zwykle staram się najpierw omawiać zalety filmu a później jego wady i zależnie od tego czy film jest dobry czy zły proporcje są różne. Jednak w tym wypadku nie umiałem znaleźć nic dobrego w ekranizacji powieści Suzanne Collins. Po raz kolejny nie rozumiem fenomenu tej marki. Nie rozumiem po co ktoś ekranizował płytką książkę i stworzył z niej jeszcze płytszy film. Więc pora rozpocząć Igrzyska Narzekania!


Zacznijmy od głównej wady tej serii,czyli fabuły. Najlepsze co można o niej powiedzieć to,że po prostu jest. Miałkość,nijakość,płycizny i nuda towarzyszą już od pierwszych minut oglądania (Czytania w sumie też,ale potem w odróżnieniu od filmu jest lepiej). Mamy więc państwo Panem,w którym co roku organizowane są tytułowe Igrzyska odbywające się pomiędzy przedstawicielami dwunastu Dystryktów (coś jak dzielnice z elementami hinduskich kast). I oczywiście wśród owych przedstawicieli znajduje się nasza główna bohaterka Katniss (Grana przez Jennifer Lawrence,która jest znana z tego,że potknęła się na rozdaniu Oscarów i jej nagie zdjęcia wyciekły do sieci,kariera jak sam Szatan). Katniss poznaje Peete,przedstawiciela innego Dystryktu,zakochują się w sobie i ogólnie cud,miód i orzeszki mimo tego,że w tle się zabijają. Fabułę całej serii można podsumować jako "Battle Royale" dla amerykańskich nastolatek,z elementami "Zmierzchu" i melodramatów pokroju "Mody na Sukces". Niby gdzieś tam w tle odbywają się tytułowe Igrzyska jednak główną osią fabuły jest relacja Lawrence-Hutcherson. Relacja typowa dla sag przeznaczonych dla nastolatek. To Edward i Bella dla nieco starszych dziewczynek,które oczekują nie tylko romansu ale także akcji. Akcji niestety jest tu jak na lekarstwo,w większości film przypomina talk-show pokroju "Rozmów w Toku" a nie walkę na śmierć i życie pomiędzy żądnymi krwi pretendentami.


Kolejną rzeczą wołającą o pomstę do Niebios są kostiumy. Większość z nich przypomina umysł Lady Gagi. Wszędzie cekiny,powpinane we włosy dziwactwa wszelakie,wysokie obcasy (także u mężczyzn) i inne tego typu fanaberie są na porządku dziennym. I chyba wolę wizję przyszłości z "Fallouta" lub "Metra 2033" gdzie cały świat został zniszczony w wojnie nuklearnej a niedobitki ludzkości ukryły się w Kryptach/Metrze po to by odbudować go na nowe niż te szarobury,nudny świat z ludźmi ubranymi jak cyrkowcy.
Ciężko się pisze o filmie takim jak "Igrzyska Śmierci". Wydaje mi się,że nawet twórcy podeszli do niego w stylu "Hej Mike,popatrz na to,książki się sprzedają to walniemy film i na pewno się zwróci". I niestety się zwróciło,co poskutkowało powstaniem ekranizacji części drugiej i podzielenia części trzeciej na dwa filmy (Idąc zgodnie z ostatnim trendem). Zresztą oprócz roli Mistique w nowych "X-menach" niezbyt kojarzę Jennifer Lawrence a o większości pozostałych aktorów (także tych pierwszoplanowych) słyszałem po raz pierwszy. Naprawdę miałem szczerą nadzieję,że ekranizacje powieści dla nastolatek powoli zaczną wygasać i ustąpią miejsca bardziej ambitnym książkom,ale patrząc na dzisiejszy repertuar kin można dojść do smutnych wniosków. Dość powiedzieć,że 75% gier komputerowych ma lepszą fabułę i podstawy pod film niż te wszystkie "Igrzyska Śmierci","Intruzy" i inne "Zmierzchy". Niestety doszło do tego,że otrzymujemy szumnie nazwaną "Noc Ekranizacji" w której od 21 do 6 rano oglądać możemy "dzieła" pokroju "Hunger Games" właśnie.

1 komentarz:

  1. Haha, i kolejny raz gdy tutaj jestem, uśmiałam się jak nigdy. Uwielbiam sposób w jaki piszesz! ;)
    Co do samego filmu - nie oglądałam, ale nic dziwnego, bo ja to nie kinoman, oj nie. Jednak i po książkę nie sięgnęłam, bo... Jakoś mnie do tego typu historii jednak nie ciągnie.
    Pozdrawiam,
    A. :)

    OdpowiedzUsuń