Nie ma na świecie osoby, która nie zna Metalliki. Czy to sztandarowe "Nothing Else Matters" czy nieco starsze i bardziej zadziorne "...And Justice For All" było, jest i będzie katowane na rockowych stacjach radiowych a muzycy z wrzeszczących chłopców noszących długie włosy i skóry stali się biznesmenami. I nie powiem, że każdy album "Mety" był dobry. Nie każdy album był ok, część była po prostu okropna. Jednymi z moich ulubionych utworów w historii całego zespołu są "One" (Nawiązujące teledyskiem do filmu "Johnny Poszedł na Wojnę", który również polecam), "For Whom the Bell Tolls" i oczywiście "Master of Puppets" z genialną solówką. Inne kawałki można by wymieniać w nieskończoność, więc zamiast to robić przejdźmy do meritum sprawy.
W 2004 roku powstało "Some Kind of Monster", pierwszy oficjalny dokument o grupie, gdzie okazało się, że życie członka zespołu metalowego to nie tylko imprezowanie po koncertach i fanki czekające na zapleczu. Film pokazuje napięcia pomiędzy zespołem, archiwalne nagrania i potwierdza plotkę o tym,że Metallica na każdą trasę wozi ze sobą terapeutę. Jednak "Some Kind of Monster" kończy się zgoła pozytywnie, ponieważ zespół (zgrany i pogodzony) staje w świetle reflektorów. I w tym samym świetle reflektorów zaczyna się "Through The Never". Fani czekali na kolejny film całe 9 lat, pojawił się we wrześniu 2013 roku i od razu na siebie zarobił. Tym razem nie ma wewnętrznych niesnasek i terapii grupowych. Mamy za to przygotowania do koncertu, sam koncert (Który jest rzeczywistym zapisem koncertu Metalliki) i surrealistyczną fabułę w tle tego wszystkiego.
Fabuła, z pozoru wydaje się prosta, Mamy przygotowania do ogromnego koncertu Metalliki, wozy transmisyjne, miliony fanów, pirotechnikę i wśród tego głównego bohatera, Tripa, który jest chłopcem na posyłki zespołu i praktycznie każdego. Wraca z dostawy i już chce usiąść na trybunie i rozkoszować się resztą koncertu (Który zaczął się w międzyczasie) ale dostaje kolejne zadanie, przywiezienie tajemniczej paczki. Zadanie, pozoru proste zmienia się jednak gdy okazuje się, że w mieście wybuchają zamieszki, na ulicę wychodzą opancerzeni policjanci i buntownicy prowadzenie przez zamaskowanego mężczyznę na koniu. Surrealizm wkracza do filmu od pierwszych minut, gdy widzimy Jamesa Hetfielda gnającego po arenie srebrnym samochodem czy kabinę wypełnioną głośnikami, dzięki którym widać roznoszące się fale dźwiękowe. Później jest już tylko dziwniej. Proporcje się zaburzają, pojawiają się postacie, których wcześniej nie było i cały film nabiera klimatu jednego z pokręconych teledysków metalowych.
Jednak w tle wciąż trwa koncert i to właśnie on jest jednym z najjaśniejszych punktów filmu. Bo na tym koncercie Metallica powróciła do formy. Nie widać już pięćdziesięcioletnich dziadków liczących pieniądze tylko starą Metę. Hetfield używa swojego głosu do granic możliwości, Lars Ulrich wchodzi w odpowiednim momencie a solówki Kirka Hammetta brzmią tak jak powinny. Dobór piosenek również jest odpowiedni. Kiedy główny bohater poszukuje i ucieka z paliwem, chłopaki zaczynają grać "Fuel", za każdym razem gdy dzieje się coś intensywnego i szybkiego, zespół przyspiesza, zaś kiedy Trip zatrzymuje się i myśli wchodzi ballada, jednak jedna fenomenalna scena pokazuje czym jest ten film. W pewnym momencie Trip trafia w sam środek tłumu policjantów i buntowników, którzy wyglądają jakby zaraz mieli się sobie rzucić do gardeł. Zespół zaczyna grać "Wherever I May Roam" a stróże prawa w tym samym czasie wybijają rytm na tarczach. I właśnie takie szczególiki tworzą film niesamowity wizualnie i fabularnie. Zresztą podczas samego koncertu pojawiają się symbole, dla fanów Metalliki kultowe. Krzesło Elektryczne z "Ride The Lighting", zbudowana (i zburzona) zostaje statua sprawiedliwości z "And Justice For All", a podczas odgrywania "Master Of Puppet" z ziemi wyrastają krzyże. Pozostaje mi tylko zostawić teledysk do "Master Of Puppet" własnie, stworzony z fragmentów filmu.
"Through The Never" świetnie pokazuje, że Metallica potrafi jeszcze zagrać jak za dawnych lat i wciąż ma bardzo tolerancyjnych fanów. Mam nadzieję, że nowa płyta będzie utrzymywać poziom przynajmniej tej koncertówki.