wtorek, 18 sierpnia 2015

"Pająk Gigant" czyli co ja robię ze swoim życiem?


Ten film ssie. I to ssie wyjątkowo mocno. Ssie jak kariera muzyczna i literacka Sashy Grey. Ma nudnych bohaterów, przewidywalną fabułę a sam pająk wygląda jak żart. Jednak wciąż bawiłem się na nim lepiej niż na jakiejkolwiek części "Igrzysk Śmierci".
 Pozwolę sobie przytoczyć opis fabuły z serwisu Filmweb.pl:
"Po nieudanym wojskowym eksperymencie na ulice Los Angeles wydostaje się pająk rosnący w zastraszającym tempie. Próbę uratowania miasta podejmują żołnierze i dezynsektor, Aleks."
Tak, głównym bohaterem tego "dzieła" jest gość, który zwalcza pająki. Takie małe, mieszkające w przydomowych ogródkach. Życiowy przegryw, gość bez charakteru, starający się być śmiesznym stereotypowy przedstawiciel amerykańskiej klasy średniej. I to właśnie on ma uratować Los Angeles przed ludożerczym pająkiem - mutantem. Aczkolwiek poprawność polityczna musi zostać zachowana i do głównego bohatera dołącza jego jeszcze śmieszniejszy pomocnik Jose. Z Meksyku, co dało twórcom pole do popisu żartami o mieszkańcach tego kraju, prześmieszne. Gdzieś tam w tle przewija się jeszcze postać lekarki w której łowca robali się zakochuje, stereotypowe wojsko, które odsuwa Aleksa od działań aby interweniować a i tak nic się nie udaje i równie stereotypowi czarni mieszkańcy Los Angeles rzucający "homie" w co drugim zdaniu. Oprócz nich mamy jeszcze masę bezimiennych ofiar pająka i grupę modelek w bikini grających w siatkówkę (Ta jedna scena podwyższa ocenę filmu do 4,2/10, poczytajcie komentarze, nie kłamię). A jak wygląda główny morderca, zmutowany pająk? Biednie. Zrobiony jest byle jak, nawet jak na warunki filmów klasy "Ż" pokroju "Sharknado" czy innych "Pająko - Rekinów". Jednak obraz wyraża więcej niż tysiąc słów, więc oto zaprezentuje wam to dzieło współczesnej techniki animacji komputerowej (film powstał w 2013): 

Tak! Wycięty z pierwszego lepszego zdjęcia na Google Grafika i powiększony w Photoshopie pająk gigant jest szczytem możliwości twórców. Chociaż wciąż jest lepszy niż smok w "Wiedźminie". 
Co jeszcze można powiedzieć o tym filmie? Wyjątkowo zdenerwował mnie swoim prologiem. Mamy naszego głównego bohatera w zakurzonym kostiumie, zwolnione tempo, pająka wspinającego się na dach jednego z wieżowców i jakiś ckliwy cover "Where is my mind" Pixies (Ta sama piosenka użyta była w finałowej scenie "Fight Clubu" więc "Pająk Gigant" ma aż jedną cechę wspólną z arcydziełem Finchera) a potem akcja przenosi się o 9 godzin wstecz, więc widz może zastanawiać się jak doszło do tego "przerażającego" ataku. 


Ten film jest okropny, nie ma w nim nic co zachęca do dłuższego oglądania, żarty są głupawe i rozśmieszą tylko typowych, amerykańskich redneków (sam śmiałem się raczej z nieudolności twórców w kwestii prowadzenia fabuły i zabiegów technicznych), cover piosenki Pixies sprawił, że uszy mi krwawiły a główni bohaterowie są niczym wycinanki z kartonu. Chociaż z drugiej strony, film wie, że jest tanim monster movie najniższej klasy i nawet nie stara się podchodzić do tematu poważnie. Dlatego mimo, że część seansu spędziłem grając w GTA V to potem bawiłem się znacznie lepiej niż na takich "Kamieniach na Szaniec" albo "Mieście 44". Moja ocena to: 3/10, średniak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz