Soundtrack w filmach to bardzo ważna sprawa. Dzięki soundtrackowi film z którym nie wszystko jest ok, może być uratowany. Soundtracki łatwo zapamiętać i kojarzyć później z filmem. A "Drive" ma jeden z najgenialniejszych soundtracków jakie słyszałem. Ale w żadnym wypadku nie jest to film zły. Jednak polecam obejrzeć go więcej niż jeden raz aby w pełni go zrozumieć. Zresztą można go oglądać często, bo jest w nim Ryan Gosling. A kto nie lubi Ryana Goslinga? To tak jakby nie lubić malutkich pand. Tylko tu malutka panda to Ryan Gosling.
Oprócz soundtracku i Goslinga w roli głównej film broni się wieloma innymi elementami. Zresztą mamy tu do czynienia z dziełem duńskiego reżysera Nicolasa Windinga Refna, który za "Drive" otrzymał Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. Jednak to co wybija się na pierwszy plan to klimat.
Klimat tandetnych filmów klasy B z lat 80-tych, skąpany w kiczu (Zresztą napisy początkowe podane są w kiczowatej, różowej czcionce, którą podziwiać można chociażby na plakacie).
Fabuła z pozoru jest prosta. Ryan Gosling wciela się w tajemniczego Drivera, który za dnia jest filmowym kaskaderem a w nocy kierowcą gangsterów wszelakich. Pewnego dnia jego sąsiadka prosi go o pomoc w uregulowaniu rachunków jej męża. Jako, że była to dziewoja niebrzydka Driver zgadza się pomóc i bierze udział w napadzie na lombard. Jak zwykle coś idzie nie tak i proste z pozoru zadanie zmienia się w pełną przemocy i trupów walkę.
Ciekawsza od samej fabuły, jest jednak sam Kierowca. W świecie pełnym gangsterów, alfonsów i przestępców wszelakich wygląda niczym postać z innej bajki. Wiecznie nosi srebrną kurtkę z ogromnym, złotym skorpionem na plecach (notabene sam złoty skorpion stał się elementem kultowym) odzywa się monosylabami a w kąciku jego ust zawsze znajdzie się wykałaczka. I z jednej strony Gosling wygląda i zachowuje się niczym rycerz w lśniącej zbroi jednak tak naprawdę jest lubującym się w przemocy socjopatą zabijającym z zimną krwią.
Jeśli chodzi o kwestię techniczne, "Drive" jest perfekcyjny. Począwszy od kamery, która jest płynna a ujęcia nagrywane są bez cięć przez aktorstwo po soundtrack. Soundtrack wychwalany pod niebiosa, uznany za jeden z najlepszych w historii współczesnego kina noir. I nie ma w tym przelewek. Tutaj soundtrack nie jest tylko tłem zapobiegającym ciszy, jest kolejnym bohaterem bez którego film wiele by stracił. Dominuje tu Electro Pop, przez co całość nabiera nieco surrealistycznego klimatu. Zresztą pozostawię tu najbardziej bodaj znany utwór z filmu, tylko załóżcie słuchawki aby docenić jego głębię.
Jeśli miałbym do czegoś porównać "Drive" byłaby to gra "Hotline Miami". Podobny, nieco kwaśny klimat, bohater, o którym praktycznie nic nie wiadomo, kicz wylewający się z każdej strony i równie genialny soundtrack sprawiają, że obraz Nicolasa Windinga Refna można nazwać "Hotline Miami" filmów. W sumie "Drive" leci na różnorakich kanałach telewizyjnych dość często, także całkiem łatwo go zobaczyć, a jak już na niego trafcie to oglądajcie w pełnym skupieniu do samego końca.
Wiem, że przez prawie dwa tygodnie blog był martwy, ale święta Wielkiej Nocy i parę innych spraw zawaliło mój terminarz. W ramach przeprosin wstawiam kolejne zdjęcie Ryana Goslinga (Którego lubię mimo tego, że z czystym sercem mogę polecić tylko "Drive" i "Idy Marcowe" z filmów w których grał)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz