wtorek, 29 września 2015

"South Park: Kijek Prawdy" czyli O mój Boże, zabili Kenny'ego!


Ogólnie to jestem fanem serialu stworzonego przez Treya Parkera i Matta Stone'a. Sama kreskówka jest już moją rówieśniczką, gdyż powstaje od 1997 roku. Przygody grupy czterech ośmiolatków: Cartmana (Ten grubasek z czapką maga pośrodku), Kyle'a (gość z kijem golfowym), Stana (rycerz z mieczem) i Kenny'ego (mimo bycia "Najpiękniejszą księżniczką w całym South Park" jest chłopcem) jednych zachwycają innych pozostawiają zniesmaczonych i zszokowanych. (Na obrazku znalazł się jeszcze Butters pierdoła, ale w serialu jest w sumie postacią poboczną, chociaż jedną z moich ulubionych.) South Park jak każdy serial miał swoje lepsze i gorsze odcinki, ale ogólnie serial cieszy się sporym poważaniem i na przestrzeni tych osiemnastu lat zgarnął kilka ważnych nagród. Stworzenie gry wydawało się kwestią czasu.



Gra o miasteczku w stanie Kolorado powstała co prawda już dość dawno, jednak była nielichym crapem i recenzenci nie pozostawili na niej suchej nitki. Jednak w 2014 roku światło dzienne ujrzał właśnie "Kijek Prawdy" i nieco oczyścił grową stronę marki. 
Gra jest rasowym RPG utrzymanym w klasycznej, kreskówkowej oprawie co sprawia, że gracz czuje się jakby oglądał kolejny, dość długi odcinek serialu. Wcielamy się w Nowego, dzieciaka który dopiero co przeprowadził się do tytułowego miasta i pod naciskiem rodziców wychodzi na dwór znaleźć sobie jakiś przyjaciół. Pierwszym jest wspomniany wcześniej Butters, który wtajemnicza nas w rozgrywkę. Otóż w całym South Park wszystkie dzieci bawią się w dość agresywną odmianę LARP-a, łażą ubrani w śmieszne ciuchy, dołączają do jednej z dwóch walczących frakcji, tylko zamiast używać papierowych mieczyków tłuką się ze sobą młotkami, znakami drogowymi i kijami golfowymi. Albo strzelają z łuków. Wszystkim zarządza oczywiście Eric Cartman, bo tak. Jak na rasowego erpega przystało musimy wybrać swoją klasę. Do wyboru mamy: wojownika, maga, złodziejaszka (gdzie Cartman komentuje, że po raz pierwszy widzi białego złodzieja) oraz... Żyda. Tak, mniejszość religijna jest jedną z klas w tej grze. Wybrawszy klasę Nowy wraz z towarzyszami wyrusza na poszukiwanie tytułowego Kijka Prawdy (Który jest zwykłym patykiem) dzięki któremu można przejąć władzę nad czasem i przestrzenią.
Więcej mówić o fabule nie wypada, ponieważ odkrywanie jej samemu to jeden z największych plusów tej gry. Dość powiedzieć, że sporą rolę odegra wojsko, Kanadyjczycy (sama Kanada przedstawiona jest jako ośmiobitowa gra z widokiem z góry, co pokazuje stereotyp zacofania Kanady względem USA) i nazi zombiaki, bo jak tłumaczy jedna z postaci "Każda współczesna gra musi mieć nazi zombie w pewnym stopniu rozgrywki". Jednak oprócz epickich przygód Nowy może przemierzać miasteczko zupełnie swobodnie i zaprzyjaźniać się z nowymi postaciami (Zbiera znajomych na Facebooku). 



Chodzenie po mieście odbywa się w czasie rzeczywistym, jednak walka to typowa turówka podobna "Final Fantasy", bohater podczas swojej kolejki ma prawo wypić miksturę lub użyć zdolności by wspomóc siebie lub sojusznika i zaatakować zdolnością lub bronią. Potem atakuje nas sojusznik (którym również steruje gracz) a tuż po nim wrogowie. "Kijek Prawdy" może zachwycić swoją złożonością, bronie mogą zadawać specjalne obrażenia (od ognia, prądu, obrzydzenia (co wywołuje wymioty u wrogów) albo dodatkowe krwawienie) które trzeba leczyć miksturą oczyszczenia (wodą mineralną), kolejność ataku zależy od szybkości postaci, punkty pancerza zwiększają się z coraz lepszymi zbrojami a ataki wymagają zaangażowania przez krótkie sekwencje QTE (wciskanie w odpowiednim czasie odpowiednich przycisków albo miarowe, szybkie naciskanie dwóch w celu na przykład wzmocnienia ataku szczurów przywołanych przez Kenny'ego).

Będąc szczerym "Kijek Prawdy" był jednym z największych zaskoczeń zeszłego roku. Spodziewałem się prostej gierki mającej na celu wyłudzenie pieniędzy od fanów serialu a otrzymałem złożonego erpega z fabułą na dobrych 10 godzin (misje poboczne są, ale nie jest ich dużo choć bywają denerwujące) świetną mechaniką i toną humoru. W skali Kisiela daję jej ocenę Stan/10.

czwartek, 17 września 2015

"Co robimy w ukryciu" czyli Nowa Zelandia to piękny kraj.


Zacznijmy od tego, że "Co robimy w ukryciu" to naprawdę bardzo dobry film. Nie spodziewałem się po nim niczego spektakularnego, ot zabawę z wampiryczną konwencją i trochę absurdalnego humoru. Dostałem to i wiele, wiele więcej. "What We Do in The Shadows" to jeden z najlepszych filmów 2014 roku. A nie był nawet wyświetlany w polskich multipleksach tylko w kinach studyjnych. Widocznie nowe Transformersy Michaele Baya były ważniejsze. Szczerze mówiąc mógłbym zakończyć ten wpis na jednym zdaniu, jeśli jeszcze nie widziałeś/łaś "Co robimy w ukryciu" zamknij mojego bloga i leć oglądać. Jeśli chcesz wyjaśnień dlaczego to dobry film, czytaj dalej, ale ostrzegam, że mogą pojawić się drobne spoilery.


Cały film utrzymany jest w konwencji dokumentu o wampirach żyjących we współczesnej Nowej Zelandii. Mamy grupę filmowców, kamerę podążającą za naszymi głównymi bohaterami (o nich później), narrację z offu i wywiady z postaciami zupełnie jak w każdym prawdziwym filmie dokumentalnym. Nasi wampirzy bohaterowie mimo XXI wieku żyją dość staromodnie, technologia jest dla nich obca, nie mają komputerów czy telewizorów ani Twittera. Jednak wychodząc na miasto (po zmroku oczywiście, tutaj jak w każdym NORMALNYM filmie o wampirach Słońce je pali, a nie sprawia, że błyszczą brokatem) potrafią wyglądać stylowo, zresztą sami spójrzcie:


Mają stylówę, co? Jednak skoro już wspomniałem o naszych ostrozębnych herosach przyjrzyjmy się im bliżej.


Ten uroczy tup to Viago, ma 379 lat i obsesję na punkcie sprzątania.
Spędził kilka lat w trumnie, bo myślał, że naprawdę nie żyje i kocha pewną śmiertelną kobietę.
Prowadzi pedantyczny styl (nie)życia.


Mój ulubieniec, Vladislav. Ma 8062 lata, wygląda na 16 (według niego samego).
Ogólnie z niego taki trochę narcyz, za życia był brutalnym władcą więc ma słabość do tortur i kobiet.
Obawia się tylko jednego: Bestii.


A oto Deacon, jeśli myślicie, że Vladislav jest narcyzem to nie spotkaliście tego gościa.
Deacon ma 183 lata, co czyni go najmłodszym z całej czwórki, najczęściej to on odpowiada za wykonywanie domowych obowiązków (czyli przez większość czasu w domu panuje bajzel).
Jest mistrzem tańca erotycznego.


I nareszcie Petyr. Ostatni prawdziwy Nosferatu. Mimo, że nie jest najstarszy w ekipie (8000 lat) zdecydowanie jest najbardziej staromodny. Mieszka w piwnicy, komunikuje się za pomocą syków i lubi polować na swoje ofiary zamiast zwabiać je na kolację. Lubi grać w szachy. To on ugryzł Deacona.

Oprócz nich pojawia się cała masa innych świetnych postaci, ludzka służąca Vaigo, która oczekuje na przemianę, nowo ugryziony przez Petyra śmiertelnik, który uczy się jak to jest być wampirem (lepiej nie żywić się niczym co nie jest krwią) i jego kumpel, który uczy głównych bohaterów nowych technologii (mogą oglądać wschód Słońca w internecie!) inne wampiry, których wbrew pozorom nie ma tak mało i grupa wilkołaków nie przeklinaków (obejrzyjcie to ogarniecie).

Osobiście nie mam nic do zarzucenia temu filmowi i będę bronił go jak niczego innego. Otrzymuje ode mnie 234(dobra linia KZK GOP) na 10. I czekam na drugą część, która podobno ma się skupiać na wspomnianych wcześniej wilkołakach. 

wtorek, 8 września 2015

Can you feel the love tonight? Czyli 10 najciekawszych ekranowych par.


Jako, że dawno nie było żadnego notowania dziś postanowiłem, że porozmawiamy o miłości. Miłość ssie, dziękuję, właśnie porozmawialiśmy o miłości. Jednak skupmy się na parach z ekranu. Przyjrzymy się zarówno serialom jak i filmom. Po tym niedługim jak na mnie wstępie pora zaczynać! Jednak nie spodziewajcie się tu Leonarda i tej laski z "Titanica" albo tej dwójki kartonowych wycinanek z "50 Twarzy Greya".


10. Mickey i Mallory Knox
"Urodzeni Mordercy"

Osobiście uwielbiam ten film. Za to jaki jest chory i niejednoznaczny. A Mallory i Mickey to zdecydowanie para której nie chcielibyście spotkać na swojej drodze. Podczas ich podróży autostradą 666 trup ściele się gęsto, ale kochają się więc wszystko jest ok.


9. Sherlock Holmes i Irene Adler
"Sherlock" (Jakikolwiek)

Wiem, w serialu Adler wystąpiła w jednym odcinku i nie do końca można powiedzieć żeby tworzyła z Sherlockiem ciekawy związek, ale w takiej wersji z Robertem Downeyem Jr było zgoła inaczej. W każdym razie, dwie postacie uwielbiane przez fandom.


8. Jake Sully i Neytiri
"Avatar"

Dzikuska i komandos. Taka "Pocahontas" według Camerona z mechami zamiast statków. Dość stereotypowa historia ich miłości a jednak wciąga.


7. Ringo i Yolanda
"Pulp Fiction"

Kolejna przestępcza para na liście. Napadają na sklepy i restauracje żeby mieć na życie i odreagować, Ale jednemu zależy na drugim i stanowią w sumie słodką parę.


6. Batman i Catwoman 
"Batman" (filmy, seriale, gry, komiksy)

Pierwsza superbohaterska para notowania, Rycerz z Gotham i Kobieta Kot flirtują ze sobą od zawsze. Mimo tego, że ta druga nie zawsze gra zgodnie z prawem Batman jest w stanie wskoczyć za nią w ogień.


5. Shrek i Fiona
"Shrek 2"

Na półmetku para nie z tej bajki. Księżniczka i ogr. No, przynajmniej na początku Fiona była księżniczką jednak coś ich połączyło już w części pierwszej tej genialnej i kultowej już animacji ze studia Dreamworks.


4. Joker i Harley Quinn
"Batman" (Ponownie praktycznie wszystko związane z marką)

Kolejna para ze stajni DC, jednak tym razem przykład destrukcyjnej miłości.Harley zrobi dla "Pana J" wszystko jednak on tylko ją wykorzystuje. Najlepszy przykład jej miłości widać w drugiej części growego Batmana gdzie Harley staje się kimś więcej niż ładną buzią i przynętą na Nietoperza.


3. Hawkeye i Czarna Wdowa
"Avengers"

Dwójka tajnych agentów S.H.I.E.L.D? Zdecydowanie tak. Dwójka najbardziej bezużytecznych Avengersów? Być może. Coś między nimi zdecydowanie jest, w filmach przeżyli ze sobą wiele a w komiksach już od dawna tworzą szczęśliwą parę.


2. Homer i Marge Simpsonowie.
"Simpsonowie"

Idealny przykład sitcomowej rodziny radzącej sobie z problemami. Homer bywa egoistyczny i dziecinny a Marge nadopiekuńcza jednak razem świetnie się dopełniają a to, że związek jest udany pokazuje trójka dzieci którą wychowują.


1. Marla Singer i Tyler Durden.
"Podziemny Krąg"

To musiało być pierwsze miejsce na liście. Jeden z najlepszych filmów jakie widziałem kiedykolwiek posiadający najlepszą parę w historii kinematografii. Marla była "rakiem toczącym życie" postaci granej przez Edwarda Nortona, jednak w pewnym momencie zaczęło im na sobie zależeć a rozkwit ich związku możemy oglądać podczas wybuchowego finału. A zdanie "Spotkałaś mnie w dziwnym momencie mojego życia" stało się kultowe. 

Być może miłości nie ma w prawdziwym świecie, ale w filmowym trzyma się całkiem nieźle. A Wy macie jakieś ulubione ekranowe pary? Dajcie znać w komentarzu.