piątek, 12 czerwca 2015

"Chappie" czyli miało być źle a wyszło niesamowicie.



Wracając w glorii i chwale z tygodniowego pobytu nad morzem wracam także do mnie rozmyślań. Na początku chciałem napisać dlaczego lata 2014 - 2015 mogą być jednymi z najgorszych dla popkultury od dawna (składa się na to wiele czynników, od premiery "50 Twarzy Greya" przez wybranie Jareda Leto na nowego Jokera (Heath wróć błagam, jestem skłonny wymienić Cię za Leta i Margot Robbie, która zagra Harley Queen) po śmierci największych w branży (Terry Pratchet, Robin Williams i Christopher Lee, który odszedł w minionym tygodniu) i wrestlerów, którzy byli legendami w swoim fachu (Ulrimate Warrior i dosłownie wczoraj "American Dream" Dusty Rhodes). Jednak ten smutnawy nieco temat pozostawię na lepszą okazję (czyli zapewne poruszę go gdzieś w okolicach dnia Wszystkich Świętych) a zamiast pozostawić moich czytelników w smutku postaram się przedstawić film, który spodoba się (prawie) wszystkim. Wytłumaczeniem dlaczego są dwa słowa: Die Antwoord. Ninja i Yo-Landi od 2008 roku tworzą muzykę dziwną, przerażającą i cholernie uzależniającą. W "Chappiem" nie udzielali się tylko w napisach końcowych, ale grali role, które uznać można za... główne, a towarzyszyli im między innymi Hugh Jackman ("Nędznicy", "X-Man"), Sigourney Weaver (seria "Obcy", "Avatar") czy Dev Patel ("Slumdog Milioner z Ulicy", serial "Kumple"). Fabularnie film wydawał się typowym hollywoodzkim popkorniakiem po którym nie spodziewał się niczego poza paroma solidnymi scenami akcji i tymi, które mają rozładować napięcie. Jednak dostałem całkiem dobry film, który zapada w pamięć. Dobra robota Panie Blomkamp, myślałem, że "Dystrykt 9" był wszystkim na co Pana stać.


Fabuła jest stosunkowo prosta. Przyszłość rodem z "Robocopa" gdzie maszyny stały się myślącymi wspomagaczami wojska i policji wysyłanymi do tłumienia najcięższych zamieszek. Tytułowy Chappie jest jednym z takich robotów, uczy się na bieżąco, po stworzeniu posiada umysł dziecka. Chappie jest po prostu maszyną, która myśli i zachowuje się jak człowiek. Pech chce, że kradnie go grupa złodziei i używa do swoich niecnych celów. I w sumie to wszystko. Tylko tyle i aż tyle. W trakcie filmu rozwija się wątek rodzinny, Chappie traktuje Yolandi i Ninje (Granych przez... cóż za zaskoczenie Yo-Landi i Ninje) niczym matkę i ojca co widać już na plakatach promujących film (więc nie ma mowy o żadnych spoilerach)


Fabuła mimo, że prosta dąży wyznaczonym przez siebie torem i rozwiązuje się w satysfakcjonujący sposób odpowiadający na ponadczasowe pytania. Zresztą sam główny bohater przechodzi również metamorfozę zewnętrzną stając się noszącym łańcuchy, pomalowanym zabójczym androidem a nie policyjnym zabójczym androidem. Chappie to w ogóle ciekawa postać, przypomina trochę protagonistę kultowego "Krótkiego Spięcia" a z drugiej strony wiadomo, że jest uzbrojonym po zęby Robocopem, jednak jego działania są tak przesympatycznie ufne a sam robot jest przeuroczy, więc ciężko go nie polubić.

I to właśnie jest "Chappie" film, który dla niektórych wyda się kalką większości filmów s-f z ostatnich 30 lat (kalką nieudaną, patrząc na niektóre recenzje na portalach filmowych) a innych urzeknie swoimi postaciami i wykreowanym światem. Ja zaliczam się do drugiej grupy i stwierdzam, że to film idealny na piątkowy wieczór, gdy nie ma gdzie iść albo na dworze pada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz