poniedziałek, 29 czerwca 2015

Tęczowe szaleństwo czyli hipokryzja.



Jako, że to 30 wpis na tym blogu a obiecałem, że co kolejne dziesiątki będą "specjalne" (aczkolwiek nie tylko one) postanowiłem dziś poruszyć temat o którym mówi cały świat. Bo w sumie czemu nie również nie ugrać czegoś na tym co dzieje się w USA. I będąc szczerym, nie mam nic do małżeństw tej samej płci. Wychodzę z zasady, że każdy może spać z kim chce (dopóki nie podchodzi to pod pedofilię, zoofilię czy inne "filie" bo to już szkodliwa dewiacja) a ja nie zamierzam nikomu pod kołdrę zaglądać. Zresztą w równym stopniu denerwują i obrzydzają mnie pary wpychające sobie języki do gardeł i płeć jest tu obojętna. Moim skromnym zdaniem niech każdy okazuje sobie miłość w swoim domowym zaciszu i wtedy nie będzie to problemem. Żadnym. I szczerze mówiąc zalegalizowanie związków homoseksualnych w USA obchodziłoby mnie mniej niż chociażby zbliżająca się premiera "Fallouta 4" (w listopadzie zniknę dla świata po zakupie tejże gry) gdyby nie social media, które podeszły do sprawy podobnie jak ja i stwierdziły, że hajs się musi zgadzać. 
I zaczęło się. Niemal każda licząca się osoba, firma lub przedsiębiorstwo zasypywała czytelników/obserwujących/kogokolwiek newsami o tym co dzieje się w USA. Snapchat stworzył nawet specjalny dział można było obejrzeć całą historię (ponad 300 sekund) a nawet telewizja wciąż nie przestaje o tym mówić. I staje się to nieco męczące.

Lista wydaje się być nieskończona, Google, Facebook, Yahoo, MTV, 9Gag, Arnold Schwarzenegger i sporo innych liczących się amerykańskich gwiazd i przedsiębiorstw zmieniła swoje profilowe zdjęcia dodając tęczowe filtry. I nie ma w tym niczego złego, oni mają powód żeby wyrażać swoje poparcie jednak jaki powód ma taki powiedzmy Czesław Mozil? Albo niewiele znacząca nawet na scenie polskiej a co dopiero światowej wokalistka pop? Otóż nic. "Lajków" przybywa, pojawiają się komentarze obrażające i popierające, jednym słowem biznes się kręci. Jednak jaki cel mają w tym zwykli ludzie których każdy ma w znajomych? Szczególnie, że większość z nich to po prostu zwyczajni hipokryci chcący przypodobać się innym.
Naprawdę, patrząc na to co działo się na mojej na mojej tablicy odniosłem wrażenie, że 3/4 moich znajomych jest innej orientacji niż zdawało mi się przez cały czas. Więc pytam ich "Dlaczego?" Jaką odpowiedź słyszę? "Bo każdy ustawia", wiadomo owczy pęd. "Bo to ładny filtr" ok, taką odpowiedź jeszcze mogę zrozumieć, szczególnie, że gdyby nie przekaz filtr faktycznie byłby całkiem spoko. "Bo Facebook dał taką opcję" czyli jeśli Facebook da możliwość czegokolwiek musisz to robić? "Bo chcę wyrazić poparcie." ta odpowiedź pojawiała się jak na ironię najrzadziej. W sumie jest to zrozumiałe, wyrażamy poparcie dla małżeństw homoseksualnych. Jednak dlaczego nie wyraziłeś/łaś tego samego poparcia gdy związki homoseksualne zostały zalegalizowane w Irlandii? Albo w Portugalii? Bałeś/łaś się, że Cię wyśmieją? Albo po prostu nie wiedziałeś/łaś, bo media prawie nic nie mówiły na ten temat. Będąc szczerym śmieszy mnie ta cała sytuacja z tęczowymi zdjęciami. Szczególnie gdy dochodzi do takich sytuacji gdzie osoba biorąca udział w wydarzeniu "Nie dla Konczity w Polszy" ustawia sobie tęczowy filtr na zdjęcie profilowe i zbiera 1000 000 "lajków". Czysta hipokryzja, bo inaczej tego nazwać ni można.
Nie dałem się wciągnąć w tęczowe szaleństwo. Życzę wszystkim parom homoseksualnym w USA wszystkiego dobrego, bo mogę mówić o nich cokolwiek ale jest jedna rzecz,którą każdy człowiek musi posiadać. Nazywa się tolerancja. Bardzo miło byłoby gdyby owej tolerancji towarzyszył jeszcze zdrowy rozsądek. Dlatego zamiast tęczowego moje zdjęcie profilowe prezentuje się tak:


Nie zamierzam się z nikim bić o wyższość, skoro Facebook daje prawo wyrażania swojego poparcia dla małżeństw homoseksualnych cieszę się, że mogę manifestować moją polskość ustawiając filtr z Naszymi barwami narodowymi. Amen.

Ogłoszenia parafialne: Bardzo prosiłbym o nie wywoływanie tak zwanych "shitstormów" komentarzami i traktowaniem tego jako moją własną, niezależną opinię. Bo nie chodzi tu o homofobię i nacjonalizm, ale o zdrowy rozsądek. A jutro najprawdopodobniej będzie jakiś film.

niedziela, 21 czerwca 2015

O co tu tak w ogóle chodzi? Czyli ranking 10 filmów tak złych, że aż dobrych.


Filmy i kinematografia wszelaka to temat rzeka. Jednak na każdego "Ojca Chrzestnego" czy "Pulp Fiction" przypada masa potworków pokroju "Miasta 44" czy "Niesamowitego Bulka" (serio, powstało coś takiego nawet zarzucę trailer: *Kliknij tu jeśliś odważny/a*). Na świecie istnieje masa złych filmów, lecz niektóre są tak nieporadne, że sprawiają frajdę i zaczyna oglądać się je całkiem przyjemnie. Oczywiście jeśli wyłączy się myślenie. Tak więc zapraszam na listę 10 filmów tak złych, że aż dobrych. I nie, "Planu 9 z kosmosu" nie ma na tej liście, ponieważ jest on niedoścignionym wzorem dla złych filmów i najprawdopodobniej zająłby wszystkie 10 miejsc.

10. MORDERCZA OPONA (2010)
Średnia Filmwebu: 5,2

Film o oponie toczącej się przez drogi USA. Przy okazji owa opona morduje ludzi za pomocą telekinezy. I zakochuje się w pewnej kobiecie. W sumie słyszałem kiedyś porównania "Opony" do "Urodzonych Morderców". Jeśli tak to główny bohater (bo to zdecydowanie "on") urwał się z samochodu Mallory i Mike'a Knoxów.

9. ARCHE - CZYSTE ZŁO (2002)
Średnia Filmwebu: 2,8

Ok, wchodzimy na nasze rodzime podwórko. Na miejscu 9 wylądował polski film science - fiction. Kręcony między innymi w Radomiu. W roli głównej zagrał Robert Gonera. W sumie o czym to jest? O piramidce, która sprawia, że znikają ludzie, a Gonera i drugi gość, którego nikt nie zna łączą się przez grę komputerową żeby uratować partnerki. Albo zaśniecie po 15 minutach, albo będziecie śmiać się tak głośno z nieporadności twórców, że cała rodzina zbiegnie się zobaczyć co robicie.

8. REKINADO (2013)
Średnia Filmwebu: 2,8

W sumie "Rekinado" (cóż za idiotyczny tytuł) jest tu reprezentantem wszystkich monster movies, bo gdybym zaczął wymieniać je wszystkie lista miałaby zapewne około 500 pozycji. Oprócz tornada plującego rekinami powstały filmy między innymi o rekinie - widmo, rekinopająku, rekinokondzie czy rekinach z piłami mechanicznymi. Podobnie rzecz ma się z pająkami, wężami i innymi zwierzaczkami. Powstały nawet "Zabójcze Ryjówki" (Owe ryjówki to w rzeczywistości przebrane psy).

7. KULT (2006)
Średnia Filmwebu: 5,0

Ach Nicolasie Cage'u, czy Ciebie da się nie uwielbiać? Z jednej strony "Dzikość Serca" a z drugiej "Ghost Rider" albo "Kult" właśnie, Remake filmu o tym samym tytule 1973 roku, gdzie zagrał między innymi Christopher Lee (grający teraz power metal w niebiosach). Pierwowzór trzymał w napięciu i był całkiem niezłym thrillerem natomiast tutaj mamy Cage'a w stroju niedźwiedzia nokautującego przypadkową kobietę i najlepiej animowane pszczoły w całej historii kina. Zacząłem śmiać się maniakalnie na samym początku skończyłem po napisach.

6. PIĄTEK  TRZYNASTEGO IX: JASON IDZIE DO PIEKŁA (1993)
Średnia Filmwebu: 4,7

Jason Voorhees to postać kultowa, powstało o nim 10 części "Piątku Trzynastego" i jeden film w którym mierzył się z innym slasherowym klasykiem, Freddy'm Kruegerem w "Freddy kontra Jason". Mordował już wszędzie, od klasycznego obozu Crystal Lake, przez Manhattan po stację kosmiczną w "Jason X". Jednak część IX jest zdecydowanie najgorszą. Dlaczego? Otóż dlatego, że Jason umiera a agenci FBI starają się umieścić jego duszę w Piekle już na zawsze. Jednak przebiegły morderca, a raczej jego duch opętał jednego z nich i zamierza wyrżnąć w pień każdego kto stanie na jego drodze do Camp Crystal Lake. Dlaczego? Bo to slasher. W ogóle nie straszy ale wciąż dostarcza masę dobrej zabawy, szczególnie na imprezach. 

5. WREDNE DZIEWCZYNY (2004)
Średnia Filmwebu: 6,3

Przed nami półmetek a my wchodzimy na wyjątkowo grząski grunt. Grunt głupawych, amerykańskich komedyjek. I podobnie jak na miejscu 8 wybrałem jednego reprezentanta tego gatunku. Mogłem wybrać chociażby "American Pie" ale to do "Mean Girls" mam sentyment, bo był pierwszym takim filmem jaki widziałem. Tępa fabuła, klozetowe żarty i stereotypy są tu na porządku dziennym ale jeśli wyłączy się myślenie i skończy zwracać uwagę na głupoty to spędzi przyjemne 1,5 godziny. Najlepiej ze znajomymi, browarkiem i popcornem. 

4. SUCKER PUNCH (2011)
Średnia Filmwebu: 6,2

Czasami wydaje mi się, że jestem jedyną osobą której ten film się podobał. Snyder (gość od "300") nie zrobił niczego odkrywczego, ludzie jadą po tym filmie na każdym portalu jak po burej suce (w międzyczasie chwaląc "Salę Samobójców"). Że drewniane aktorstwo, że dziury fabularne, że zbyt długi i tak dalej, i tak dalej. A ja się pytam, w jakim innym filmie mamy strzelanie do robo - nazistów zasilanych na parę? I nawet ta laska z "High School Musical" jest znośna. Poza tym ścieżka dźwiękowa była spoko, i nawet mam ze dwa kawałki na telefonie.

3. KLĄTWA DOLINY WĘŻY (1987)
Średnia Filmwebu: 3,8

Wchodzimy na podium, i nie oszukujmy się, ten film MUSIAŁ się tu pojawić. Kręcony w Wietnamskiej Republice Ludowej i kosztujący spore pieniądze film był międzynarodowym sukcesem i polską odpowiedzią na przygody doktora Jonesa. I osobiście go uwielbiam. Uwielbiam każdy cal jego głupoty, okropne efekty specjalne i nieporadnych aktorów. Mnie do obejrzenia tego arcydzieła zachęcił Mietek Mieczyński a ja zachęcam Was.

2. BÓG NIE UMARŁ (2014)
Średnia Filmwebu: 6,7

Ech, chrześcijańskie filmy z ambicjami. Starają się coś udowodnić i nie zawsze im to wychodzi. W sumie rzadko kiedy im to wychodzi. Najlepsze co jest w tym filmie to plakat. Niby stara się nieść nadzieję i przełamywać kryzys wiary, który atakuje Kościół. Wyszła raczej parodia i moralizatorska bajka, która pozwala się zrelaksować, bo i tak wszystko skończy się dobrze.

1. THE ROOM (2003)
Średnia Filmwebu: 2,4

JEST! Święty Graal, "Obywatel Kane" wśród złych filmów. Film Tommy'ego Wisseau, który kuleje na każdej płaszczyźnie. Aktorstwo? Nie istnieje. Fabuła? Nie wiadomo o co w niej chodzi. Praca kamery? Operatorem był chyba sam Tommy. Kultowe sceny? CAŁA MASA. Od dialogu na dachu ("I did nat hit her") po pytania o życie seksualne. "The Room" jest tym co Ed Wood (gość od wspomnianego "Planu 9 z Kosmosu") mógł tylko śnić, do dziś krążą o nim plotki, powstała na jego temat książka a sam Tommy Wiseau stał się legendą. Jeśli nie widzieliście idźcie oglądać jak najszybciej, a jeśli widzieliście polećcie go znajomym tak jak ja polecam Wam.

Mała notka prasowa: Zrobiłem licznik obserwatorów, mam jak na razie tylko jednego a wyświetleń bloga ponad 1500 (wyłączyłem swoje odwiedziny) więc jeśli podobają się Wam takie filmowe przygody to zapraszam, rozgośćcie się, zaraz przyniosę herbatę. 

piątek, 12 czerwca 2015

"Chappie" czyli miało być źle a wyszło niesamowicie.



Wracając w glorii i chwale z tygodniowego pobytu nad morzem wracam także do mnie rozmyślań. Na początku chciałem napisać dlaczego lata 2014 - 2015 mogą być jednymi z najgorszych dla popkultury od dawna (składa się na to wiele czynników, od premiery "50 Twarzy Greya" przez wybranie Jareda Leto na nowego Jokera (Heath wróć błagam, jestem skłonny wymienić Cię za Leta i Margot Robbie, która zagra Harley Queen) po śmierci największych w branży (Terry Pratchet, Robin Williams i Christopher Lee, który odszedł w minionym tygodniu) i wrestlerów, którzy byli legendami w swoim fachu (Ulrimate Warrior i dosłownie wczoraj "American Dream" Dusty Rhodes). Jednak ten smutnawy nieco temat pozostawię na lepszą okazję (czyli zapewne poruszę go gdzieś w okolicach dnia Wszystkich Świętych) a zamiast pozostawić moich czytelników w smutku postaram się przedstawić film, który spodoba się (prawie) wszystkim. Wytłumaczeniem dlaczego są dwa słowa: Die Antwoord. Ninja i Yo-Landi od 2008 roku tworzą muzykę dziwną, przerażającą i cholernie uzależniającą. W "Chappiem" nie udzielali się tylko w napisach końcowych, ale grali role, które uznać można za... główne, a towarzyszyli im między innymi Hugh Jackman ("Nędznicy", "X-Man"), Sigourney Weaver (seria "Obcy", "Avatar") czy Dev Patel ("Slumdog Milioner z Ulicy", serial "Kumple"). Fabularnie film wydawał się typowym hollywoodzkim popkorniakiem po którym nie spodziewał się niczego poza paroma solidnymi scenami akcji i tymi, które mają rozładować napięcie. Jednak dostałem całkiem dobry film, który zapada w pamięć. Dobra robota Panie Blomkamp, myślałem, że "Dystrykt 9" był wszystkim na co Pana stać.


Fabuła jest stosunkowo prosta. Przyszłość rodem z "Robocopa" gdzie maszyny stały się myślącymi wspomagaczami wojska i policji wysyłanymi do tłumienia najcięższych zamieszek. Tytułowy Chappie jest jednym z takich robotów, uczy się na bieżąco, po stworzeniu posiada umysł dziecka. Chappie jest po prostu maszyną, która myśli i zachowuje się jak człowiek. Pech chce, że kradnie go grupa złodziei i używa do swoich niecnych celów. I w sumie to wszystko. Tylko tyle i aż tyle. W trakcie filmu rozwija się wątek rodzinny, Chappie traktuje Yolandi i Ninje (Granych przez... cóż za zaskoczenie Yo-Landi i Ninje) niczym matkę i ojca co widać już na plakatach promujących film (więc nie ma mowy o żadnych spoilerach)


Fabuła mimo, że prosta dąży wyznaczonym przez siebie torem i rozwiązuje się w satysfakcjonujący sposób odpowiadający na ponadczasowe pytania. Zresztą sam główny bohater przechodzi również metamorfozę zewnętrzną stając się noszącym łańcuchy, pomalowanym zabójczym androidem a nie policyjnym zabójczym androidem. Chappie to w ogóle ciekawa postać, przypomina trochę protagonistę kultowego "Krótkiego Spięcia" a z drugiej strony wiadomo, że jest uzbrojonym po zęby Robocopem, jednak jego działania są tak przesympatycznie ufne a sam robot jest przeuroczy, więc ciężko go nie polubić.

I to właśnie jest "Chappie" film, który dla niektórych wyda się kalką większości filmów s-f z ostatnich 30 lat (kalką nieudaną, patrząc na niektóre recenzje na portalach filmowych) a innych urzeknie swoimi postaciami i wykreowanym światem. Ja zaliczam się do drugiej grupy i stwierdzam, że to film idealny na piątkowy wieczór, gdy nie ma gdzie iść albo na dworze pada.