sobota, 28 listopada 2015

Zacny kwas milordzie, czyli 10 surrealistycznych filmów.

Uprzedzając pytania - obraz "Miękka konstrukcja z gotowanej fasolki (Przeczucie Wojny domowej)" Salvadora Dalego jak można się domyślić

Zasadniczo od poprzedniego wpisu minęło kilka tygodni. To dużo jednak teraz powinienem wrócić do regularnego trybu pracy, gdyż mam już przygotowane stanowisko (pokój) łącznie z najpotrzebniejszymi rzeczami (Bez łóżka co prawda, ale to temat na inną historię). Jednak kiedy za oknem pada śnieg, deszcz, grad i plucha aż chce się udać w niesamowity świat fantazji. Dlatego przedstawiam Wam listę 10 filmów, których twórcy byli na ostrym kwasie.

10. "Pies Andaluzyjski" (1929)

Od czego innego mogłem zacząć odliczanie? "Pies Andaluzyjski" jest dziadkiem surrealistycznego kina i gdyby nie powstał zapewne nie oglądalibyśmy innych dzieł z tego zestawienia. Trwa co prawda 16 minut jednak potrafi ostro pomieszać w głowie.
Zresztą czego spodziewać się po filmie, gdzie scenarzystą był Salvador Dali?

9. "Beavis & Butt-Head zaliczają Amerykę" (1996)

Beavis i Butt-Head to duet znany fanom MTV (Tego MTV gdzie leciała muzyka z przerwami na seriale, a nie seriale z przerwami na reklamy). Dwójka irytujących kumpli podbiła serca fanów ciętym dowcipem i absurdalnymi sytuacjami, jednak w 1996 ta jedna z pierwszych kreskówek dla starszych widzów ("South Park" powstał rok później) doczekała się filmu pełnometrażowego. Co w nim psychodelicznego? Oprócz samej fabuły (która jest głupawa jak na duet B&B przystało) scena kiedy dwójka kumpli dostaje zwidów na pustyni potrafi nieźle zryć beret.

8. "Mulholland Drive" (2001)

David Lynch nigdy nie robił normalnych filmów. Gdybym brał pod uwagę także seriale, na pewno znalazłoby się tu kultowe "Miasteczko Twin Peaks" ale w kwestii filmowej to "Mulholland Drive" wiedzie prym. Gęsty klimat, tajemnica i psychodeliczny scenariusz to typowe dla Lyncha środowisko jednak tu przebił wszystko.


7. "Koyaanisqatsi" (1982)

Nie wiem co można powiedzieć o filmie bez fabuły. Nie pada w nim żaden dialog, nie ma nawet narratora, cały film opowiada po prostu historię cywilizacji poprzez materiały filmowe i archiwalne zdjęcia. Film dość psychodeliczny, i zważywszy na datę powstania imponujący.


6. "Sztuka Spadania" (2004)

Krótkometrażówki są idealnym gruntem pod surrealistyczny plew, a małe arcydziełko Tomasza Bagińskiego jest na to idealnym przykładem. Ogólnie rzecz ujmując cały film to 6 minut gorzkiego, czarnego humoru i w pewnym sensie kontynuacja tego, co rozpoczął Kubrick w "Full Metal Jacket". Film jest łatwo dostępny na YouTube więc idźcie i oglądajcie bez zbędnych pytań.


5. "Rocky Horror Picture Show" (1975)

W połowie drogi jeden z trzech musicali, które toleruję. Rola Tima Curry'ego stała się kultowa w pewnych kręgach, a piosenki są nad wyraz przystępne. O czym to w zasadzie jest? Mieszanka horroru, komedii, musicalu i filmu sci - fi już sama w sobie jest dziwna, dodajcie do tego pokręconą fabułę zaczynającą się jak typowy slasher i macie przepis na naprawdę dziwny film.


4. "Labirynt Fauna" (2006)

Jeśli miałbym opisać ten film jednym zdaniem powiedziałbym, że to Narnia dla starszych dzieci. Niesamowity baśniowy klimat i zapierające dech w piersiach efekty to główne atuty tego filmu, jednak fabułę również jest wciągająca, z połączenia tego całego baśniowego misz - maszu z historią o generale Franco wyszło zgrabne, ryjące mózg połączenie. Guillermo del Toro w najlepszej formie.


3. "Las Vegas Parano" (1998)

"Las Vegas Parano" wydaje się być idealnym przykładem surrealistycznego filmu. Dwójka podróżników, bezdroża Nevady i cały bagażnik pełen najróżniejszych substancji odurzających. Osobiście uwielbiam ten film, uwielbiam to jak bardzo jest brzydki, brudny i poschizowany. Nigdy nie byłem w Las Vegas, ale wydaje mi się, że po seansie "Las Vegas Parano" chyba nie odwiedzę tej stolicy grzechu.


2. "Birdman" (2014)

Odrodzenie Michaela Keatona, fenomenalny Edward Norton i Emma Stone, która irytowała mnie mniej niż w każdym poprzednim filmie z jej udziałem. Tak mógłbym streścić "Birdmana" który praktycznie pozamiatał jeśli chodzi o tegoroczne Oscary, film zachwyca swoją niecodzienną oprawą i odpowiednim zróżnicowaniem na linii komedia - dramat.



1. "Ściana" (1982)

Na miejscu pierwszym nie mogło znaleźć się nic innego. "The Wall" jest najbardziej surrealistycznym filmem jaki widziałem w swoim życiu, stworzony na podstawie albumu o tym samym tytule zgrabnie miesza animację ze zwykłym filmem, a całemu obrazowi towarzyszy muzyka Pink Floyd.



niedziela, 8 listopada 2015

"Orzeł kontra Rekin", czyli powrót po nieplanowanym urlopie.


Wróciłem po dłuższym niebycie spowodowanym: wycieczką (O której będzie wpis pseudo - lajfstajlowy, a co), remontem i paroma innymi rzeczami. Jednak teraz, gdy ponownie zagościłem na blogu postaram się pisać raczej regularnie (Słowa klucz: Postaram się i raczej), niedługo kolejne, dość ciekawe filmowe zestawienie jednak dziś chciałbym uraczyć Was kolejną nowozelandzką produkcją. Skoro to produkcja nowozelandzka spodziewać się można, że będzie dość niekonwencjonalna. A przy okazji będzie to pierwsza (i raczej ostatnia) pozytywna recenzja komedii romantycznej. Zresztą główną rolę gra tu Jemaine Clement, który wcielił się w mojego ulubionego Vladislava z "Co robimy w ukryciu" a cały film określany jest mianem "Komedią romantyczną dla aspołecznych", czyli idealną dla mnie.

Na czym opiera się cały koncept filmu? Na jego kameralności. Nie ma sensu szukać tu blichtru oraz pięknych i młodych wprost z okładek kolorowych magazynów. To historia dwóch szaraczków, typowej klasy średniej wyższej do której większość z nas należy. Co różni jednak naszych bohaterów od większości innych? Ich introwertyzm. Naprawdę, ciężko spotkać bardziej aspołeczne osoby niż główna para bohaterów. Jednak Taika Waititi (Reżyser, który fanom Hollywoodu znany będzie przede wszystkim z ekranizacji "Zielonej Latarni"... Mocno średniej ekranizacji trzeba dodać) zamiast uczynić z bohaterów psychopatów lub totalnych odludków tak jak robią to David Lynch lub bracia Coen tylko stworzył duet, który swoją aspołeczność uważa za coś najważniejszego i niemal świętego. Tym bardziej dziwi fakt, że Lilly i Jarrod znaleźli się na balu z przebraniami, on w stroju orła, ona przebrana za rekina. Sam początek ich znajomości jest przekomiczny, a idąc dalej film rozkręca się rzucając masą absurdalnego i inteligentnego jednocześnie humoru.


"Orzeł kontra Rekin" to jedno z najlepszych osiągnięć kina XXI wieku. Komedia romantyczna inna niż wszystkie "Listy do M", "Sexy w Wielkim Mieście" czy pisane na jedno kopyto komedyjki z Hugh Grantem. To film odcinający się od swojego gatunku, pełen ironii tak do siebie jak i gatunku który prezentuje. Bardzo żałuję, że nie zyskał w naszym kraju rozgłosu na jaki zasługuje i został wyświetlony tylko w kinach studyjnych, jednak z miłą chęcią przygarnę wydanie DVD tego małego arcydzieła jeśli tylko rzuci mi się w oczy.